12. 07. 2021
Jedynym „nietargetem” mojej działalności są ludzie bez powonienia – o narodzinach firmy Mattik opowiada jej ojciec, Andrzej Olszewski
Autor
Mattik PL
Dom Zapachów Mattik od prawie 15 lat dostarcza swoim klientom niezapomnianych uniesień zapachowych, z roku na rok poszerzając swoją ofertę o coraz to nowsze kompozycje zapachowe czy systemy do aromatyzacji. O początkach kiełkującej działalności i inspiracjach do stworzenia najprężniej działającej na polskim rynku firmy zajmującej się marketingiem sensorycznym, rozmawiamy z jej właścicielem i inicjatorem pomysłu powołania jej do życia – Andrzejem Olszewskim.
Skąd wziął się pomysł na założenie własnej firmy i dlaczego zdecydował się Pan zainwestować w branżę związaną z marketingiem sensorycznym?
W poprzedniej firmie pełniłem funkcję szefa sprzedaży, co na pewno dało mi narzędzia w kontekście działania w branży handlowej. Gdy pracowałem zdalnie podczas przerwy spowodowanej wypadkiem samochodowym, sporo czasu spędziłem na przemyśleniach dotyczących swojej dalszej drogi zawodowej i zapragnąłem zająć się czymś zupełnie innym, niż do tej pory. Miałem ochotę się też trochę wyciszyć, pracować w mniej intensywnym tempie i przede wszystkim – dla samego siebie. Wiedziałem na czym polega marketing zapachowy, ale mnie zwyczajnie ciekawił zapach jako taki i różnorodność form jego zastosowania. Co też korelowało z tym, że chciałem skupić swoją uwagę na interesujących produktach, które mogłyby wręcz zachwycić potencjalnych klientów i które byłyby wykorzystywane na co dzień, co przekładałoby się na powtarzalność zakupu. Nie chciałem na siłę budować od razu szczególnej idei zapachu, po prostu zafascynowała mnie mnogość możliwości, jakie oferuje sam w sobie.
Czy pomysł zajęcia się właśnie zapachem i różnorodnością jego zastosowań, przyszedł tak ot, czy coś szczególnie Pana zainspirowało?
Mam naturalną potrzebę nieustannego rozwoju i poszukiwania inspiracji wokół mnie, więc szukam właściwie nieustannie. Można rzec, że moja zapachowa pasja „zmaterializowała się” w 2007 roku podczas spotkania w Berlinie, a później w Warszawie, z rodziną Tsandis z Grecji, właścicielami marki SpringAir, a potem w Amsterdamie z Doug Brownem zarządzającym amerykańską firmą Freshproducts. Oferta SpringAir już wtedy była tak niesamowita pod kątem wachlarza dostępnych zapachów, różnorodności technologicznej oraz bogactwa pomysłów, że moja uwaga od razu skupiła się na ich produktach i pragnieniu rozpowszechnienia ich na polskim rynku.
Skoro jesteśmy już przy kiełkujących pomysłach związanych z chęcią zajęcia się produktami zapachowymi, to jak wyglądały początki? Kiedy firma powstawała, marketing sensoryczny nie był przecież stosowany na tak szeroką skalę, jak dziś.
Zanim zacząłem swoją przygodę z własną działalnością, pracowałem w dużych instytucjach, gdzie sam próbowałem wprowadzać różne rozwiązania z zakresu marketingu zapachowego, jednak wtedy oferta produktów do aromatyzacji była uboga i ograniczona, a dla firm handlujących szeroko pojmowaną higieną były one właściwie dodatkiem. Wówczas zapach był kompletnie „zamknięty w toalecie” i jedynie tam – pomijając domowe akcesoria do aromatyzacji, takie jak zawieszki pod deski sedesowe, aromaty do kontaktu, spreje do użytku sytuacyjnego, w które ludzie zaopatrywali się w drogeriach – pełnił swą funkcję użytkową, przykrywając miłym zapachem te przykre wonie. Miał on zatem na celu jedynie maskować, czasem neutralizować lub niwelować, coś zastanego, w dodatku pachnącego nieprzyjemnie. Po zapoznaniu się z ofertą firmy Spring Air – bogatej pod kątem rozmaitości aromatów i kompozycji zapachowych, które naprawdę były niezwykłym doznaniem – pojawiła się idea sprowadzenia jej do Polski. Postawiłem sobie zatem za cel, aby obudzić w potencjalnych klientach chęć zastosowania zapachu w miejscach, które do tej pory nie kojarzyły się z potrzebą aromatyzacji – czyli np. przestrzeniach hotelowych (recepcje, lobby, korytarze, pokoje), biurach obsługi klienta, salach konferencyjnych, zakładach kosmetycznych (zarówno dla ludzi, jak i zwierząt), gabinetach medycznych, salonach rowerowych, samochodowych i motocyklowych, przedszkolach, żłobkach i szkołach, wszelkich salach fitness, siłowniach oraz szatniach. I właściwie okazało się, że nie ma ograniczeń co do konkretnego spektrum miejsc docelowych, w których takie działania zapachowe mają sens. Gdy czasami ktoś mnie pyta o target mojej działalności, odpowiadam poprzez odwrócenie – że jedynym „nietargetem” są ludzie, którzy nie mają powonienia.
Czy trudno było się zatem wybić i nakłonić potencjalnych klientów – właścicieli wymienionych obiektów czy zarządzających nimi – do uznania, że warto iść w tym kierunku?
Absolutnie nie było to trudne, choć klienci bywali zaskoczeni tego typu, niecodzienną ofertą. Czasami był wyczuwalny pewien opór, zaskoczenie, czy zdziwienie, natomiast kiedy przechodziliśmy do momentu „testowania” poszczególnych kompozycji zapachowych, pojawiał się zazwyczaj zachwyt. Dlaczego? Właśnie dlatego, że w żaden sposób nie przypominały one stosowanych na szeroką skalę odświeżaczy powietrza czy neutralizatorów, zupełnie odbiegając od dotychczasowego doświadczania siły zapachu. I właściwie w każdym przypadku po takiej prezentacji, pojawiało się u klienta pragnienie natychmiastowego wdrożenia takich systemów aromatyzacji w swoim otoczeniu.
Czyli nie było aż tak ciężko przekonać np. właścicieli sklepów do tego, że jest to opłacalna inwestycja, i że ich klienci będą chętniej przychodzić do miejsc, gdzie ładnie pachnie?
Właściwie można powiedzieć, że było odwrotnie, bo to moi odbiorcy przede wszystkim zwrócili uwagę na to, że trzeba i warto robić, ponieważ jest to rozwiązanie zdecydowanie innowacyjne i niezwykłe. To oni, nadając temu sens, wpłynęli na podjęcie przez nas decyzji, aby w pełni zaangażować się w możliwości, jakie daje wykorzystanie zapachu. W tamtych latach na polskim rynku istniała tylko jedna firma wdrażająca zastosowania marketingu sensorycznego, w szczególności tworzenia w jego ramach reklam w galeriach i w instytucjach sieciowych. Oni również jako jedyni bazowali na amerykańskich produktach i do dzisiaj zajmują się tylko jednym aspektem w zastosowaniu technologicznym, czyli dyfuzją. Natomiast nie istniała wówczas żadna firma profesjonalnie zajmująca się zapachem i aromatyzacją, choć obecnie zdaje się ich być mnóstwo.
Jak teraz postrzega Pan swoją pozycję na rynku – czy jest spora konkurencja? Dlaczego to właśnie ofercie Mattika powinniśmy zaufać?
Ponieważ de facto nigdy nie robiliśmy żadnych badań rynkowych na ten temat, mogę tylko powiedzieć, jak klienci reagują na propozycje naszych produktów i te reakcje praktycznie zawsze łączą się z zachwytem nad bogactwem naszej oferty. Myślę, że zdecydowanie mamy jedną z najciekawszych ofert, która obfituje w mnogość zarówno unikatowych kompozycji zapachowych, jak i rozwiązań związanych z samymi systemami aromatyzacji. To co nas z pewnością wyróżnia to różnorodność technologiczna, czyli rozmaite formy dystrybuowania aromatu – m.in. patyczki, świece, aerozole, płynne aplikatory do tkanin, dyfuzory czy spray’e. W przeciwieństwie do wielu firm, których sortyment bazuje na niekompatybilnych ze sobą pod względem jakości produktach bez spójnego systemu doboru, my opieramy się na serii sprawdzonych, wysokojakościowych rozwiązań do aromatyzacji pod szyldem zaufanej i niezawodnej marki.
Jeżeli chodzi o rozpiętość wachlarza zapachów do wyboru, jakimi dysponuje Mattik – jak ma się on w stosunku do tego, co oferują inni dystrybutorzy?
Na dobrą sprawę trudno byłoby znaleźć w Polsce firmę, która oferowałaby tak obfitą różnorodność, jeżeli chodzi o ilość zapachów i kompozycji zapachowych. Mamy tu dostęp do nieograniczonych możliwości, ponieważ nasz dostawca co roku przychodzi do nas z kilkunastoma nowymi nutami czy też ich kombinacjami. Z tego wachlarza wybieramy te, które według nas urzekną naszych klientów, ale też zawsze istnieje możliwość sprowadzenia konkretnej kompozycji zapachowej na życzenie. Mamy ok. 20 pozycji najbardziej popularnych wśród naszych odbiorców, które też stanowią główny trzon naszej oferty.
A czy istnieje opcja stworzenia unikatowej kompozycji wedle wytycznych klienta?
Tak, jesteśmy w stanie zbudować logo zapachowe lub zapach, który ma być charakterystyczny dla danego klienta. Oczywiście potrzeba na to czasu – cały proces tworzenia takiej niepowtarzalnej kompozycji trwa mniej więcej pół roku, ponieważ oprócz łączenia poszczególnych nut, trzeba później kilkakrotnie testować efekt, umniejszając lub dodając mocy konkretnych aromatów, kładąc nacisk na jeden lub drugi z komponentów. Wszystko wymaga podejmowania wielu prób, ale oczywiście jesteśmy w stanie takie logo zbudować i otrzymany zapach jako taki wyłączyć z ogólnej oferty, rezerwując go wyłącznie dla tego jedynego klienta.